Te moje nastroje! Zmieniają się, jak ta „łaska pańska”,
co na pstrym koniu jeździ. Czasem zależą od pogody czy ciśnienia
atmosferycznego, a czasem od drobiazgów, które nagle przeważają szalę
samopoczucia w tę lub inną stronę.
Dziś od rana byłam prawie zadowolona z siebie, dokładniej - mniej niż zwykle z
siebie niezadowolona. W końcu przecież jakoś udało mi się „obejść” moje minione
imieniny. Zmobilizowałam się. Rzutem na taśmę ogarnęłam dawno niesprzątane
mieszkanie, a zrobione przeze mnie sałatki moim koleżankom bardzo smakowały.
Nie mówiąc o torcie, ale ten nie był mojej roboty. Jasne, nie mam talentów w
tej dziedzinie. Nie jestem "perfekcyjną panią domu".
To jednak było wczoraj, dziś jest dziś. Zostało mi trochę naczyń do zmywania,
ale uporałam się z tym jeszcze przed śniadaniem. Potem bez wewnętrznego oporu
wyruszyłam „na miasto”. Wczorajszy ból kręgosłupa, który wieczorem dawał mi się
potężnie we znaki, jakoś minął. Poruszałam się dziarsko, załatwiłam, co było do
załatwienia i wracałam do domu. Po drodze, jak mi się to zdarza, składały mi się w głowie jakieś frazy. Na wiersz czy opowiadanie? Jeszcze nie wiem. Muszę
to zapisać – pomyślałam.
Po wejściu do bloku zajrzałam do skrzynki pocztowej. Bez większego
przekonania, bo zwykle jest pusta, chyba że te znienawidzone rachunki.
Tymczasem jakaś kartka. Z Barcelony? Charakter jakby znajomy. O rany! Od Moniki.
To dopiero! Odezwała się po bardzo długim milczeniu. Moja dawna uczennica,
rezydentka sanatorium w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Pisywała
potem do mnie, znałam niektóre perypetie jej niełatwego życia. Trzy może cztery
lata temu wyjechała do Anglii. Jakoś tam sobie radziła, choć bywało trudno.
Utrzymywałyśmy kontakt mailowy. Aż zamilkła. Myślałam z niepokojem, że stało
się z nią coś złego. Przecież różnie bywa…
Na szczęście – nie. Nadal jest w Anglii. Teraz tylko na wycieczce ze swoim
chłopakiem. Podała adres. Zaraz do niej napiszę. Cieszę się.
Dzień więc mogę chyba uznać za udany. Może to przełom. Już tyle czasu minęło, gdy
nic tu nie napisałam. Minione upały dały mi się nieźle we znaki, wypaliły do
cna emocje, żywsze myśli, a przede wszystkim motywację. Do niczego nie byłam
zdolna. Hmm… A czy w ogóle jestem do czegokolwiek zdolna? Oto jest pytanie.