czyimkolwiek jest dziełem Boga czy przypadku
świat leży daleko na wschód od edenu
jednak nie wyruszałam
na bitwy
liżąc czarne rządki liter
ginęłam na paryskiej ulicy
z urwisem o imieniu Gavroche
jak mały Nemeczek drżałam z zimna
dla Placu Broni
dla Placu Broni
tropem Holdena Caulfielda
buszowałam w zbożu
by na skraju przepaści ratować
innych
nie siebie
buszowałam w zbożu
by na skraju przepaści ratować
innych
nie siebie
choć nieobce były mi pragnienia
first we take Manhattan
then we take Berlin
tkwiłam w miejscu
mijały mnie dzieci-kwiaty i aksamitne rewolucje
a ja słuchając Wysockiego Dylana Cohena
powtarzałam za Galileuszem
a jednak się kręci
a jednak się kręci
byłam tylko
nauczycielką
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz