TYLKO TYLE

czwartek, 24 listopada 2016

WCZORAJ

W Domu Kultury PROM na Saskiej Kępie projekcja filmów o pisarzach. Miałam tam być. Niestety, mój wewnętrzny marazm zwyciężył. Nie pojechałam. Prawda, rano wyruszyłam do miasta. Miałam do załatwienia kilka spraw. Najważniejsze odebrać wyniki badań. To dla diabetologa. Teraz muszę umówić wizytę.
No, więc byłam w Otwocku. Przedreptałam ulicę Karczewską, dotarłam do Sosnowej. Tam w sklepie Sobsmak nabyłam kilogram kaczych szyj. Dla Muszki. Ona je lubi. Potem w Aptece Głównej kupiłam xarelto, lek na rozrzedzenie krwi. To lek nierefundowany i niestety, drogi. Tutaj jest w tańszej cenie niż w mojej aptece na Ługach, która jest apteką prywatną. Po drodze jeszcze kupiłam sobie miękkie skarpetki. I zmęczona, wróciłam taksówką na moje Ługi. A tu Muszka już, natychmiast, chce wyjść na spacer. No, to wyszłyśmy.
Po powrocie zjadłam coś w charakterze obiadu. Miałam jeszcze trochę czasu dla siebie, żeby zdążyć do PROM-u na godzinę siedemnastą. Minibus jadący Wałem Miedzeszyńskim ma swój przystanek w pobliżu PROMU. Ale... Coraz bardziej nie chciało mi się wychodzić z domu. Uległam i poległam.
Tak jak cieszyłam się, że zobaczę na ekranie kadry z Bursą, Wojaczkiem, Konwickim czy Hłaską, tak teraz długo będę żałować, że ich nie zobaczyłam... Ileż mnie w życiu ominęło takich różnych wspaniałych okazji zobaczenia czegoś, o czym marzyłam, bycia gdzieś, gdzie być chciałam. Nie zawsze z mojego własnego powodu, czasem z powodu okoliczności, często z powodu zakazów dorosłych, którzy się mną "opiekowali". Bywało.

wtorek, 22 listopada 2016

ZACZĘŁO SIĘ

Zaczął się sezon nachalnych świątecznych reklam, za miesiąc Boże Narodzenie. Święta, które kiedyś lubiłam bardziej niż inne, one zawsze budziły moje emocje. Czasem smutne, zawsze nostalgiczne, gdy już stałam się dorosła... Tego współczesnego komercyjnego przedświątecznego zgiełku nie trawię.

wtorek, 15 listopada 2016

KSIĘŻYC

Wczoraj chmury zasłoniły mi księżyc i nie widziałam jego niezwykłego oblicza, które podobno w takiej postaci zdarza się raz na osiemnaście lat. Ale przypominam sobie, że kiedyś byłam już świadkiem niezwykłego zjawiska z księżycem w roli głównej.
Byłam wtedy świeżo upieczoną studentką, mieszkałam w akademiku, w Warszawie, na ulicy Madalińskiego. Był piękny wieczór. Zachciało mi się wyjść na spacer. Wyszedłszy na ulicę, spojrzałam przed siebie i przeraziłam się. Tuż nad dachami domów, bardzo nisko zobaczyłam niespotykanie wielką tarczę księżyca. Wyglądało tak, jakby księżyc urwał się z nieba, spłynął nad miasto i na chwilę przystanął. A niebo było czyste, przejrzyste, bez ani jednej chmurki.
Duszę miałam na ramieniu, poszłam jednak przed siebie. Ciekawe, że w trakcie mojego spaceru sytuacja się normalizowała. Już nie bałam się, że księżyc spadnie mi na głowę. Bo wędrując po swojej orbicie, bohater wznosił się do góry i malał.
Sądzę, że było to przed pięćdziesięcioma czterema laty. Tak policzyłam, przyjąwszy, że prawdą jest, iż taka księżycowa pełnia zdarza się co osiemnaście lat.

Coś się nie zgadza. Czytam w necie, że:
Ostatni raz podobną superpełnię księżyca mieliśmy w Polsce aż 68 lat temu - w 1948 roku.
Ja jednak pamiętam to, co widziałam i swoje ówczesne wrażenie. A były lata sześćdziesiąte.

poniedziałek, 14 listopada 2016

WRACAM

Wracam do swego blogu. Rzeczywistości - tej realnej - jeszcze wokół siebie nie uporządkowałam. Może skupienie się na niezobowiązującym pisaniu byle czego da mi jakiś rodzaj "zebrania się w sobie". Jednak... Wracam i potykam się o własne nogi. Popełniam błędy. W sprawach technicznych zawodzi mnie pamięć. Czy to już demencja? Muszę obsługi bloga uczyć się od nowa.