TYLKO TYLE

niedziela, 15 kwietnia 2012

EWA

Wczoraj wieczorem telefon. Aż dziw, że od razu rozpoznałam głos. To Dusia, koleżanka z ogólniaka. Myślałam - pewnie znów szykują zjazd koleżeński, chce mnie zawiadomić. Tymczasem... Tak, zawiadomić, ale... o śmierci Ewy P. To cios. Przecież miałam do niej zadzwonić. Miałam. Tak to zwykle bywa. Były święta, niby powinnam, ale się bałam. Bo na dłuższy czas zapadło między nami milczenie. Przed tym było raczej optymistycznie - wyszła z choroby, to był rak piersi, i - jak sama mówiła - aż się dziwi, że tak dobrze się czuje. Potem jednak historia z jej bratem, znanym aktorem. On swojej choroby nowotworowej nie przeżył. Ale dzwoniła do mnie jeszcze, rozmawiałyśmy.
Dusia opowiedziała mi wszystko ze szczegółami. Zawsze była elokwentna i wylewna. Niektórzy tak mają. Ja tak nie potrafię. Była świadoma tego, że na pogrzeb nie dojadę, ale zostawiła mi prośbę, bym - tak jak na pożegnanie naszej Wychowawczyni - napisała jakieś pożegnalne słowa, a ona je odczyta. To, co wysłałam im wtedy, bardzo się podobało. Hmm... Robię specjalizację? Nie chcę! Nie potrafię! Ale Duśce trudno odmówić, nie sposób uciec przed jej prośbami. Pełna wątpliwości i niewiary w siebie, obiecałam w końcu, że spróbuję. Gotowy tekst zaraz wysłałam mailem, zasugerowałam jednocześnie możliwość zmian, gdyby ona i koledzy widzieli taką potrzebę. Bo ja, myśląc o Ewie z oddali, napisałam głównie w swoim imieniu. Oni - żartobliwie zwany "komitet organizacyjny" - w ostatnich latach byli bliżej siebie, stanowili grupę, spotykali się częściej.

Ewo, Przyjaciółko! Nie wierzę, że Ciebie nie ma. To nie tak miało być. Miałam przecież do Ciebie zadzwonić. I to ja w Twoim serdecznym głosie i radosnym śmiechu szukać miałam pocieszenia dla siebie. Bo tak było zawsze – to Ty wspierałaś nas swoją energią i pogodą ducha, a my podziwiałyśmy Cię za Twoją dzielność. Z Tobą łatwiej było odganiać smutki  z czoła i wierzyć, że przed nami jeszcze wiele jasnych dni. Że mamy tyle jeszcze słów do powiedzenia, sobie i swoim bliskim, tyle gór do zdobycia.
Poznałyśmy się w szkolnych murach Liceum im. Adama Mickiewicza. Wyróżniałaś się urodą i pięknym warkoczem jasnych włosów. Wodzili za Tobą oczami nie tylko chłopcy, także my, dziewczyny, z zazdrością. Miałaś w sobie charyzmę. Świeciłaś. Na naszym pierwszym obozie odrodzonego harcerstwa, nad jeziorem Dobre, byłaś nam zastępową. Niepoważną wybrałyśmy sobie wtedy nazwę „Sroczki”, ale Ty – pracowita i ambitna – jak najpoważniejszą byłaś harcerką, już wtedy zdobywałaś swoje szczyty.
Po latach, gdy dawno już opuściliśmy szkolne mury i każdy po swojemu przebijał się przez życie, byłaś nicią, która wiązała nas – grono koleżanek i kolegów rocznika 1942 – w ciepły splot przyjaznych dusz. Byłaś wspaniałą inspiratorką koleżeńskich spotkań. Umiałaś przekonywać, że trzeba, że warto. I organizatorką wspólnych wypraw do naszej wychowawczyni, Marysieńki. Łączyły nas piękne wspomnienia.
Ewo, na uroczystość Twoich Urodzin przygotowywaliśmy dla Ciebie żartobliwe przedstawienie. Ty miałaś być w nim Rzepką. Tą, która nie da się nigdy wyrwać z życia. Niestety, nie udało się. Odeszłaś za wcześnie. Żegnamy Cię z bólem, łącząc się nim z Twoimi Bliskimi. Żegnamy Cię także z wiarą, że tam, dokąd zmierzasz, wszystko zostanie Ci wynagrodzone. Spoczywaj w pokoju!