Na kartce z kalendarza myśl Emila Ciorana – „Jeśli chce się
być szczęśliwym, nie wolno gmerać w pamięci”. No, właśnie! Na pewno ma rację. Tymczasem
większość moich wierszy z tego „gmerania” powstała. Chyba zawsze tak ze mną było - szłam przed siebie, patrząc wstecz. Wlokłam
ciężar pamięci.
Kiedyś, w innym jakby życiu, bo w innym blogu, pod wrażeniem książki Anny Janko „Dziewczyna z zapałkami”, w 2007 roku, napisałam tekst „Zapałki”. Dziś wracam do niego i przytaczam tutaj. Bo jest w nim coś, co może zaprzecza myśli Ciorana.
Kiedyś, w innym jakby życiu, bo w innym blogu, pod wrażeniem książki Anny Janko „Dziewczyna z zapałkami”, w 2007 roku, napisałam tekst „Zapałki”. Dziś wracam do niego i przytaczam tutaj. Bo jest w nim coś, co może zaprzecza myśli Ciorana.
„Każdy ma swoje zapałki.
Czasem je zapala, aby w ich świetle zobaczyć… Co? Kogo?
Siebie sprzed lat? Świat, jaki był? Nie wiem.
Może, aby ogrzać się przez chwilę w cieple tego, co było,
albo masochistycznie przywołać to, od czego próbujemy bezskutecznie odwrócić
się plecami, żeby zapomnieć. Bywają gdzieś za nami takie drzwi wciąż
niedomknięte do końca.
A może jest tak, że aby zapomnieć, trzeba to zapisać? W
rzędzie literek zobaczyć, rozpisane na głosy, własne życie. Ułożyć się z nim,
podpisać pakt o nieagresji. I dalej żyć.
Annie Janko się to udało. Czytam właśnie jej „Dziewczynę z
zapałkami”. Stąd te refleksje. Tej książki nie da się pochłonąć jednym haustem.
Czytam ją powoli i odkładam na półkę, by za chwilę znowu do niej powrócić.
W tej czynności czytania jest mnie więcej, niż jedna.
Rozwarstwiam się. Jedna ja zachwyca się formą zapisu, językiem powieści,
odkrywczością, która znajduje niezwykły językowy ekwiwalent dla opisu stanów
uczuciowych bohaterki. Inna ja odnajduje w wielu fragmentach powieści niebezpiecznie
bliskie sobie wątki, czuje ich traumę, kroi na żywo własne tkanki. Jeszcze
inna ja we mnie patrzy na to wszystko, wzdychając - „taką mieć odwagę… tak umieć
pisać…”.
Tak pisać nie umiem, ale czy nie zapalam zapałek? Hmm…Ciągle jeszcze je zapalam, tylko w ich świetle coraz mniej
widzę. Ale to problem z innej półki.
Zastanawiam się, czy przypadkiem nie miałam racji snując przypuszczenie, że „aby zapomnieć, trzeba to zapisać”. Dziś stwierdzam, że tak jest, zdarzenia i obrazy z przeszłości raz zapisane tracą na ostrości, nie wywołują dawnych emocji, przestają uwierać, obojętnieją, odpływają w niebyt.
Zastanawiam się, czy przypadkiem nie miałam racji snując przypuszczenie, że „aby zapomnieć, trzeba to zapisać”. Dziś stwierdzam, że tak jest, zdarzenia i obrazy z przeszłości raz zapisane tracą na ostrości, nie wywołują dawnych emocji, przestają uwierać, obojętnieją, odpływają w niebyt.