„Muszę się wyciszyć” – tak powtarza często jedna z moich znajomych. Trochę mnie
to bawi. Bo… niewiele znaczy. Wczoraj jednak zamierzałam się tym powiedzeniem
posłużyć w stosunku do samej siebie. Nie, to nie znaczy że pokrzykiwałam na
kogokolwiek. Może tak nawet byłoby lepiej, gdybym swoje emocje umiała
wykrzyczeć. Tymczasem byłam tylko rozdygotana wewnętrznie. Drążące mnie
podskórne napięcia nie pozwoliły spać. Po ciężkiej, bezsennej nocy w niedzielę wstałam
późno, w dodatku całkiem „połamana”. Z trudem ruszyłam z miejsca. Tych parę
kroków z mojego pokoju do łazienki, do kuchni czy pokoju Tadeusza sprawiało
kłopot. Mój kręgosłup się buntuje, jest przy okazji bardzo chimeryczny, jednego
dnia z trudem wlokę nogę za nogą, innego jest całkiem całkiem. Jednak powinnam
się sobą zająć. Mam już skierowanie na prześwietlenie i do przychodni
rehabilitacyjnej. Ale kiedy to załatwię, nie wiem. Trochę potrwa.
Dlaczego jednak tak zapragnęłam „się wyciszyć”? To sprawa Wiosennego Święta Poezji, imprezy którą sama wywołałam, zaplanowałam i prowadziłam, przy niewielkim wsparciu kilku osób. Ilu dokładnie? Trzech… czterech… Program i jego oprawa na mojej głowie. Obmyślić scenariusz, zaprosić ludzi, kogoś do czegoś namówić, przekonać… Główną częścią uroczystości był IX Otwocki Turniej Jednego Wiersza. Dziewiąty… Chciałabym dotrwać jeszcze do dziesiątego. Ba!
A co się teraz udało, a co nie, może jeszcze opowiem…
Dlaczego jednak tak zapragnęłam „się wyciszyć”? To sprawa Wiosennego Święta Poezji, imprezy którą sama wywołałam, zaplanowałam i prowadziłam, przy niewielkim wsparciu kilku osób. Ilu dokładnie? Trzech… czterech… Program i jego oprawa na mojej głowie. Obmyślić scenariusz, zaprosić ludzi, kogoś do czegoś namówić, przekonać… Główną częścią uroczystości był IX Otwocki Turniej Jednego Wiersza. Dziewiąty… Chciałabym dotrwać jeszcze do dziesiątego. Ba!
A co się teraz udało, a co nie, może jeszcze opowiem…