TYLKO TYLE

poniedziałek, 26 marca 2012

GENIUSZ - opowiadanko

Jakiś czas temu na portalu literackim Fabrica Librorum" JacAr Rostocki wymyślił taki rodzaj zabawy literackiej. Podał temat "geniusz", napisał wiersz i zachęcił nas, mnie i Ewę M., do podjęcia wyzwania. Wiersz lub opowiadanie.
Przy czym tytułowy "geniusz” miał znaczenie kogoś w rodzaju cudotwórcy albo złotej rybki. Miał spełniać życzenia.
W słowniku jest tak: Geniusz – od genius, w mitologii rzymskiej duch opiekuńczy, anioł stróż, bóstwo opiekujące się człowiekiem albo miejscem. I oto moje opowiadanie :D

Szłam wolno przez osiedlowy park podziwiając jesienne sumaki. Tuż za sobą usłyszałam jakiś cichy szmer. I ten głos.
- Spełnię wszystkie twoje życzenia…
Obejrzałam się zaniepokojona. Świr jakiś, czy co?
- Jestem… geniusz… Twój duch opiekuńczy.
Coś zaświtało mi w głowie. Geniusz? Aha! No, wiem…
Przyjrzałam mu się uważniej. Był jakiś taki bez wyrazu. Poczułam się dziwnie. Nie wyglądał ani na ducha, ani opiekuńczego, ani tym bardziej na geniusza. Właściwie, to sama nie wiem, jak taki geniusz powinien wyglądać, więc nie będę się czepiać. Eugeniusz to wiem, znałam jednego. Dosyć wredny.
- O czym marzysz, powiedz.
Jakby na przekór niepozornej posturze głos miał ładny - głęboki, melodyjny, męski.
Jeszcze nie wierzyłam, a już przebiegałam myślami połacie moich marzeń. Dużo tego. Wszystkich przecież nie spełni… Zdecydowałam.
- Chcę być poetką.
W tym momencie geniusz przyjrzał mi się uważnie. Z pewną podejrzliwością...
- Poetką? – powtórzył. Aha, poetką…I jakoś tak, ciągle na mnie patrząc, zaczął się nagle zmieniać na twarzy. Bladł i czerwieniał. A oczy robiły mu się coraz większe.
Co jest? Co z nim. Co on się tak zastanawia?
- Heh, przepraszam, ale… to... nie twoim jestem geniuszem - wyjąkał.
- Nie moim???
No, kurczę! To on nawet nie potrafi rozpoznać, czyim jest geniuszem? Ślepak jeden!
Miał skruszoną minę i patrzył żałośnie. A co mi tam. Palant! Głupek nie geniusz!
Ukłonił się niezręcznie i zaczął się oddalać. Widziałam jeszcze, jak sięgnął po papierosy, ale nie mógł odpalić, zapalniczka mu się zacięła, niemocie.
Za chwilę już go nie było.
Był i się zmył.
Gdzie poszedł? Nie wiem. A! coś mnie tknęło. Może... do tego poety z Łomianek… Ale, gdzie Rzym, gdzie Krym…
Jednak niech mi się tu więcej nie pokazuje! Bo jak go spotkam, to mu nos rozkwaszę. Albo jeszcze coś więcej. I niech potem patrzy sobie w lustro. Też mi rzymski geniusz!
Poszłam swoją drogą.
Jesienne sumaki nadal ociekały złotem i czerwienią burgunda. Burgunda. Tak, to jest myśl. Muszę się napić wina.
I na pewno napiszę wiersz.
Zobaczysz, ty… geniuszu! Tfu!

ZAKAMARKI PAMIĘCI

Pod niebem

w spokojne majowe wieczory płynie przestworzem
ten głos niesiony echem
dalekiego dzieciństwa

szeptane ustami starych kobiet skupionych
kręgiem słowa unoszące się w niebo
od kapliczki nad jeziorem

… módl się za nami…

granatowa przędza wieczoru
spowijała ulicę ławeczkę i dom
pod niebem pełnym gwiazd
i małą dziewczynkę z oczyma otwartymi
szeroko

od jeziora ciągnęło chłodem
powracały do domów milczące kobiety
wtulone w wełniane chusty
ciągnęły za sobą echo

… za nami…
… za nami…
… za nami…

2004

Z zakamarka pamięci

powiew wiatru doniósł
daleki odgłos bębna

idą już idą

tupot bosych pięt o bruk uliczki
żeby tylko zdążyć na rynek
koniecznie zobaczyć

co roku tak samo

sunie korowód płockiej kompanii
po bruku miasteczka
wije się powoli w szpalerze ciekawskich

nie widzi nie słyszy gawiedzi
zapamiętały w swej roli bębnista
wysoko wyrzucane ręce biją w taraban
nadają rytm zmęczonym krokom

kłonią się lite srebrem i złotem sztandary
z uczepionymi do szarf dziewczynkami w bieli
figury świętych na barkach mężczyzn
ocierają pot z czoła
wysokie głosy kobiet ciągną wytrwale
słowa pieśni

idą do Skępskiej Panienki
po cud – wiary? nadziei? miłości?

blisko coraz bliżej
jeszcze tylko w wodzie jeziora
ochłodzą stopy
zawieszą wzrok na wieży kościoła
westchną – to już

w słońcu września
wkroczą w cień krużganków
i dalej przed ołtarz
aby paść w pokorze
żeby stał się…

tak szli
pamiętam
a oni? czy nadal pamiętają
po co

2009